Wigilia Bożego Narodzenia to rytuały związane z posiłkiem, pyszne zapachy i czynności wokół-stołowe, mała nerwowość, antycypacja, miłe słowa i przesiakniety solą spoconych dłoni opłatek oraz oczywiście: dodatkowe nakrycie dla Zbłąkanego Wędrowca. To ostatnie zawsze było dla mnie intrygującą tajemnicą. Tradycja dodatkowego nakrycia jest gestem symbolizującym naszą niezgodę na budowanie murów oddzielających nas od innych. Źródłem kultywowania tej tradycji jest element biblijnej opowieści o narodzeniu Jezusa w stajni betlejemskiej: „(…) nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.” (Łk 2:1-6)
Współczesny Chrześcijanin wprost nie pojmuje, jak można było nie wpuścić rodziny ze świętego obrazka: brzemienna nastolatka, brodaty mężczyzna w podeszłym wieku, osiołek… Widocznie ówczesne wyobrażenia o zbłąkanym wędrowcu różniły się od dzisiejszych. Problem w tym, że sama definicja innego zawsze sprawia, że nasze wyobrażenie o nim wymija się z rzeczywistością. Inny nie tylko znaczy “różniący się od nas”, lecz także “wymykający się wszelkim oczekiwaniom i wyobrażeniom dotyczącym tych różnic”. Oczekiwania w stosunku do innych są tylko odzwierciedleniem wyobrażenia o tym, co może być dopuszczalne u innego, a co już nie. Tutaj pojawia się prawdziwy test naszej bezwarunkowej otwartości.
Przygotowanie dodatkowego nakrycia jest rytuałem, ale w odróżnieniu od typowego rytuału, ma on mocne zaczepienie o realność. Jego potencjalne konsekwencje są w zupełności rzeczywiste. Gdyby w każdej polskiej rodzinie pojawił się Zbłąkany Wędrowiec, wystarczyłoby schronienia i pożywienia dla kilku milionów osób! Talerz jest prawdziwy, sztućce błyszczą, a krzesło na pewno byłoby zdolne utrzymać wagę prawdziwego Zbłąkanego Wędrowca. Gdyby Zbłąkany Wędrowiec naprawdę przyszedł, rodzina musiałaby go usadowić i podać mu prawdziwe jedzenie ulegające najprawdziwszemu procesowi trawiennemu wymagającemu następnie użycia systemu kanalizacji miejskiej. Tu nie ma miejsca na “hokus pokus” i puste ceremonialne gesty!
Wyobrażenia na temat Zbłąkanego Wędrowca towarzyszyły mi przy każdej Wigilii. Zawsze zastanawiałem się kim byłby ten tajemniczy nieznajomy gdyby rzeczywiście zapukał do drzwi. Z powodów wymagających oddzielnego eseju na temat kulturowych przyzwyczajeń umysłu, był to zwykle mężczyzna w średnim lub podeszłym wieku, w ciemnym długim płaszczu filcowym. Polak lub Litwin. Twarz mickiewiczowska poorana zmarszczkami i bliznami, (być może z Powstania) ukształtowana na polnych drogach i w stodołach, które przez długie lata były mu noclegiem. Futrzana czapa zakrywająca posiwiałą czuprynę, sękaty kijaszek, głos chrapliwy aczkolwiek szlachetnie brzmiący, zapach siana, wiatru, lasu i jabłoni, buty zdarte na polnych drogach i leśnych bezdrożach, a po zjedzeniu z nami wieczerzy Zbłąkany Wędrowiec pobłogosławiłby nas szerokim gestem i zagrałby „Lulajże Jezuniu” na swej starej ręcznie zdobionej okarynie!
* * *
Często jednak w tych swoich wyobrażeniach nie mogłem uniknąć scenariuszy mniej romantycznych, w których Zbłąkany Wędrowiec nie spełniał moich uprzednio ustalonych wyobrażeń. Co by było, gdyby okazała się nim ta niepoczytalna kobieta, która zawsze kręci się w okolicy kościoła? Gdyby zaczęła krzyczeć i rzucać przedmiotami i żywnością? Albo jeden z tych meneli z dworca PKS… Czuć od nich zepsutym moczem na kilometr! Nie wspomnę już chorób, pcheł, wesz, pluskiew i innego robactwa, które mogłyby być przywleczone.
– Cała wigilia zrujnowana!
Nie potrafiłem sobie wyobrazić moich rodziców przyjaznym gestem zapraszających tych wędrowców rzeczywistych do wieczerzy. Nie świadczy to źle o moich rodzicach, lecz raczej o ułomności mojej wyobraźni.
Nie wspomnę o dylemacie pozbycia się Zbłąkanego Wędrowca gdy wyczerpie się już magiczny nastrój Wigilii. Jaki jest maksymalny czas pobytu Zbłąkanego Wędrowca? Czy lepiej wyprosić go dopiero po Trzech Króli, po św. Szczepanie, czy też zaraz po Wigilii? W zadymkę…
– Tak! Otwartość na innych! Staropolska gościnność. Gość w dom… Oczywiście! Pewnie, że tak! To taka jakby nasza polska tradycja! – mówimy.
Puste nakrycie ma symbolizować naszą otwartość na innego lecz zapominamy, że inny (inna) często wymyka się naszym romantycznym, pocztówkowym wyobrażeniom o nim (o niej). Pozytywnie reagujemy na szlachetną ideę akceptacji zbłąkanych wędrowców, po czym natychmiast rozglądamy się za naszą niezawodną listą warunków, które powinni oni spełniać. Z czasem być może wyklaruje się i opatrzy obraz innego naszych czasów, a ludzie przyszłych pokoleń osądzą nas za naszą podejrzliwość, strach i brak dobrej woli, tak jak my dziś sądzimy gospodarzy z Betlejem. Inny rzeczywisty przybierze jednak w przyszłości nową i nieoczekiwaną postać, która stanie się nowym moralnym wyzwaniem.
Jak dotąd nakrycie pozostaje puste, ale Zbłąkany Wędrowiec - inny rzeczywisty już puka do drzwi. Co robić?! Bledniemy, pocą się nam ręce, biegamy wokół stołu machając bezładnie kończynami. Wielu z nas już sięga po kije i kamienie.
Comments